Konfiguracji sprzętowych obsługiwanych przez system MorphOS Ci u nas dostatek. Chcesz, żeby było cicho, energooszczędnie i mało wydajnie? To bierz pan Efikę. Chcesz, żeby żarło megawaty i budziło wiatrakami sąsiadów dwa piętra niżej jak odpalisz grę w 3D? Nie ma sprawy, kupuj Power Maca G5 (oczywiście przesadzam – nie jest tak źle). Ma być tanio? Bierzesz eMaca z elektrośmieci. Masz za dużo gotówy? Nabądź płytę Cyrus, albo i całą X5000. Że nie wspomnę o wszystkim, co leży pośrodku (a „pośrodek” zawiera w sobie m.in. laptopy z prockami G4). Najbardziej popularną konfiguracją wydaje się być jednak Mac Mini G4 (model kodowy A1103). Komputer ten był obsługiwany jako pierwszy z tak zwanego „zombielandu Apple” i posiada kilka kluczowych zalet: jest mały, niezbyt głośny i oferuje przyzwoitą wydajność. Jednocześnie jednak ma kilka upierdliwych cech, które uprzykrzają życie: zewnętrzny zasilacz, który plącze się pod nogami, tylko dwa sloty USB, niewielka (w najlepszym wypadku 64, a w przypadku większości Miniaczy wręcz śmieszna, bo 32 MB) pojemność pamięci VRAM na niewymiennym przecież Radeonie 9200 – który również do demonów prędkości nie należy, dysk twardy w standardzie IDE/PATA i procesor G4, który co prawda na nasze ami… pardon, morphosowe warunki jest całkiem wydajny, ale przy bardziej wymagających zadaniach typu film w FullHD, czy odtwarzanie klipu na YouTube w 720p potrafi solidnie dostać w kość… Sprzęt ma swoje ograniczenia.
Do niedawna użytkownik, który chciał czegoś więcej od swojej morph-maszyny skazany był właściwie albo na Power Maca G4 (który wydajnościowo wyglądał niewiele lepiej, ale umożliwiał wymianę karty graficznej, czy dołożenie kontrolera SATA), albo Power Maca G5 – zdecydowanie najbardziej wydajny komputer dla MorphOS-a od firmy Apple, ale jednocześnie: wielki, ciężki, prądożerny i – jeśli niedopieszczony – głośny.
Te czasy już jednak za nami. MorphOS Team wprowadził bowiem razem z wersją 3.13 systemu – trochę nieoficjalnie, cichcem i bocznymi drzwiami – wsparcie dla komputerów iMac z procesorami G5 (oraz tzw. „późnych” Power Maców G5, ale to temat na inny artek).
Jak widać jest to standardowy przykład koncepcji tak zwanego „AIO computer” (”all in one” czyli wszystko-w-jednym). Całość bebechów komputera mieści się bowiem w „nieco” powiększonej obudowie od matrycy. W pewnym sensie konstrukcja nawiązuje więc do pierwszego iMaca oraz eMaca, które również były „wbudowane” w monitor (ale w technologii CRT) odchodzi natomiast od iMaca G4 (tzw. „lampki”, gdzie matryca zamocowana była na specjalnym obrotowym wysięgniku, zaś jednostka centralna znajdowała się w bazie u jego podstawy). Ale my tu gadamy o historii Apple i jakichś lampkach z nVidią, które nas kompletnie nie interesują, a tymczasem iMac G5 w nieprawdopodobnych ilościach na przeróżnych portalach aukcyjnych tylko czeka, żebyśmy go kupili… Wrrróć! Czy wspominałem, że spośród licznych iMaców G5 obsługiwany jest tylko jeden model? Nie? No to właśnie wspominam. MorphOS uruchomi się wyłącznie na 20-calowym iMacu G5 wyposażonym w kamerkę iSight i procesor o taktowaniu 2,1 GHz (numer kodowy: A1145). I dostać go niestety nie jest tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Ale o tym później, w tabelce „przewodnik dla kupującego”. Sprzęt ciekawy, nie powiem. Ale czy ma szansę stać się nowym Miniaczem? W tym sęk – i na tym właśnie skupimy się w tej minirecenzji.
A z czym do ludzi? Wspomniałem już, że komputer posiada procesor PowerPC G5 (970fx) o taktowaniu 2,1 GHz. Z najważniejszych rzeczy, oprócz tego wyposażony jest również w dwudziestocalową matrycę o rozdzielczości 1680×1050 pikseli, pamięć DDR2 (PC2-4200 – oficjalna maksymalna ilość pamięci to 2,5 GB, w praktyce – nawet 4,5 GB, jeśli do środka włożymy kość 4 GB – pasuje typ SDRAM, czyli standardowa kość do komputerów stacjonarnych) i kartę graficzną ATI Radeon X600, która ma do swojej dyspozycji 128 MB VRAM – demon prędkości to może nie jest, rdzeń ten sam co w Radeonie 9600, ale działa na złączu PCIe i ma o wiele więcej pamięci graficznej niż poczciwy Mini G4. No i nie huczy wentylatorem, bo chłodzona jest pasywnie. Dysk twardy to 3,5 calowy „talerzowiec” na złączu SATA, dla upartego nic nie stoi na przeszkodzie, aby wymienić go na coś nowszego (ale – jak to w Macach – wypada uważać na kompatybilność wsteczną kupowanego dysku ze starszymi kontrolerami SATA) i trzy porty USB w standardzie 2.0. Oczywiście w komputerze znajduje się również wbudowana karta sieciowa (przewodowa i bezprzewodowa), napęd optyczny, moduł Bluetooth, porty FireWire itp., itd.
Z krótkiego okresu, w którym posiadałem opisywanego iMaca pamiętam, że komputer zrobił na mnie dobre wrażenie – solidny, dziesięciokilowy kawał plastiku, z charakterystycznym dla Apple akrylowym sznytem, idealnie komponujący się z klawiaturą A1243 i myszką Mighty Mouse. Po włączeniu koi nasze oczy najpierw białym światełkiem, przeświecającym przez obudowę, a następnie – klasycznym gongiem startowym (już przy pierwszym odpaleniu jego ton wydał mi się głębszy i czystszy niż na wbudowanym głośniczku Power Maca G5 – cóż, tu głośniczki są dwa i chyba lepszej jakości niż pierdziawka w mojej srebrnej towerce). Płytę do napędu optycznego po prostu wsuwamy z prawej strony (na kolegach z Amigowiska spore wrażenie zrobił fakt, że płyta grzecznie wysunęła się „z boku komputera” po wydaniu komendy Eject). Pewnym minusem jest (przynajmniej w obecnej wersji MorphOS-a) brak ekranu startowego systemu – widać ciemność, a zaraz potem blat Ambienta.
A co do wydajności, to zrobimy sobie – przy wydatnej pomocy Marcina ‘Kwiatki’ Kwiatkowskiego – mały benczmark porównujący m. in. PowerBooka G4 1,67 GHz, rzeczonego iMaca G5 2,1 GHz i mojego ulubionego „potwora”, czyli Power Maca G5 2,7 GHz. Miałem do dyspozycji też iBooka G4 1,33 GHz i Power Maca G5 ‘Quad’ 4×2,5 GHz. Na każdym z nich uruchomimy: konwertowanie pliku DBM do WAV, a następnie do MP3 (przy pomocy programów DigiRoller i LAME – zarówno wersja obsługująca AltiVeca jak i zwykła), przemielimy parę filmów pod MPlayerem, odpalimy klienta RC5/OGR, zapuścimy nieśmiertelnego KrakenBencha na przeglądarce internetowej Odyssey, a następnie uruchomimy timedemo w Quake III uruchomionym w okienku 800×600 (ale żeby nie było nudno – w innej kolejności niż wymieniona).
Uzyskane wyniki
DigiRoller speedtest – wykonany na „słynnym” module AKSack.DBM nie przyniósł niespodzianek: uzyskany wynik 175,52x plasuje iMaca G5 wydajnościowo w połowie drogi pomiędzy PowerBookiem G4 1,67 GHz a Power Makiem G5 2,7 GHz:
Dalsze przetwarzanie otrzymanego pliku WAV znów nie przynosi większych niespodzianek: czysta moc CPU skaluje się proporcjonalnie do taktowania również w tym przypadku:
Znacznie ciekawsze wyniki udało się uzyskać testując kilka trailerów filmowych pod MPlayerem. Użyłem zarówno mało wymagających plików MOV (640×276) oraz MP4 (1280×544) jak i prawdziwego „męczmarka”, czyli WEBM w rozdzielczości 1792×1080. Ku mojemu zaskoczeniu iMac dawał sobie radę zauważalnie lepiej od Power Maca G5 AGP i poddał się dopiero przy ostatnim pliku (ale o niewielką wartość). Wygląda na to, że albo taktowanie pamięci, albo szybkość wymiany danych z kartą graficzną „zrobiły robotę”, mimo wolniejszego FSB i częstotliwości pracy CPU:
Teorię tę zdaje się potwierdzać benchmark Quake III. Mimo dość nędznego (w porównaniu do Radeona X850XT zamontowanego w Power Macu G5 AGP) układu graficznego, osiągnięty wynik był prawie identyczny. Poza konkurencją okazał się tutaj wyposażony w Radeona X1950XT Power Mac G5 PCIe, ale to temat na inny artykuł:
Nie mogliśmy opuścić również ukochanego przez kolegę ‘jubiego’ benchmarka testującego prędkość JavaScript w przeglądarce internetowej czyli Krakenbencha. Oczywiście iMac odstaje tu od mocarnych Power Maców, ale nie tak znowu strasznie.
Na koniec zostawiłem ciekawostkę, czyli benchmark klienta distributed.net, który powinien był sprawdzić „surową moc” CPU sprawdzanych komputerów. Mimo wielokrotnego powtarzania testu iMac G5 wypadł tutaj dość słabo, osiągając zarówno dla rdzeni liczących klucze RC5-72 jak i OGR-NG wyniki zauważalnie gorsze niż PowerBook G4 1,67 GHz. Najwyraźniej procedury liczące zupełnie nie przystają do architektury G5 i na stosunkowo „nisko” taktowanym iMacu odbija się to czkawką.
Skoro pomęczyliśmy już tego biednego iMaca to warto jeszcze wspomnieć, że domyślne ustawienia wiatraków mogą sprawić, że po względnej ciszy komputer zacznie dość głośno przypominać o sobie gdy temperatura CPU osiągnie już wysoki poziom. Doświadczeni użytkownicy zalecają więc pobranie programiku iMacFanCtrl z repozytorium MorphOS Storage i – w sytuacji gdy czeka nas coś „gorącego” – ręczne ustawienie obrotów na 2000-2500 rpm, co zawczasu zapobiegnie przykrym doznaniom akustycznym z obudowy.
iMac G5 to z pewnością interesujący i wydajny (jak na amiwarunki) komputer. Do jego plusów z pewnością możemy zaliczyć też kompaktową, zespoloną z matrycą obudowę. Sprzęt ma jednak również swoje wady: nie jest cichy, serwisowanie jest (delikatnie mówiąc) kłopotliwe, no i jesteśmy skazani na domyślną matrycę (chyba że ktoś podepnie zewnętrzny monitor, ale takie kombinowanie trochę mija się z celem). Czy może zastąpić Maka Mini? Szczerze wątpię, nie tylko ze względu na wymienione wyżej mankamenty. Nawet bowiem jeśli przymkniemy na nie oczy to okazuje się, że komputer jest po prostu bardzo trudny do znalezienia. Mac Mini A1103 to szereg wersji (od 1,25 do 1,5 GHz, wszystkie obsługiwane przez MorphOS), a wśród wszystkich iMaców tylko jeden model uruchomi się pod naszym systemem. Ale – jak zwykle – ostateczny głos należy do MOS-Teamu. Potrafię sobie wyobrazić, że gdzieś w przyszłości (może po zerknięciu na liczbę zarejestrowanych maszyn) ktoś w zespole pochyli się nad wsparciem dla modelu 17 cali i mosowce poczną masowo przesiadać się na G5. A Wy?
Porady dla majsterkowicza
Uważajcie też na komputery „częściowo sprawne”, tzn. „długo-się-włączające” (może to dysk twardy, a może nie?), i posiadające paski na matrycy (znajdź tu człowieku pasującą matrycę – o ile to matryca, a nie zimny lut na układzie graficznym). Tak czy siak – nawet jeśli komputer jest sprawny to dobrze zrobić mu mały serwis, choćby wymianę pasty na GPU, CPU i kontrolerze pamięci i przy okazji zerknąć czy jakaś beczka na mobo nie zrobiła się podejrzana z wyglądu. A to jest „trochę” bardziej skomplikowane niż w przypadku Miniacza. Zerknijcie na stronę iFixit.com – znajdziecie tam sporo instrukcji serwisowania naszego maczka. Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko, że próba wymiana matrycy w iMacu G5 na inną przerosła moje umiejętności i niechcący – do dziś nie wiem jakim sposobem – upaliłem komputerowi zasilacz (i kto wie co jeszcze), prawdopodobnie zwierając go z metalową obudową matrycy. A skoro już o niej mowa – ekran musicie wyjąć zawsze, nawet jeśli wymieniacie „tylko” dysk twardy. Nota bene – jeśli podmieniacie twardziela, to nie zapomnijcie że podłączony jest do niego czujnik temperatury – jeśli go nie podepniecie z powrotem do płyty głównej to wiatraki mogą szaleć.
Przewodnik dla kupującego
Jak już wspomniałem – zbiór iMaców G5 na rynku jest pokaźny, ale tylko niewielki ich podzbiór to model, który nas interesuje. Jak kupować, żeby nie narzekać, nie oddawać i generalnie – być z zakupu zadowolonym?
Po pierwsze – wiemy dobrze (a jak nie wiemy to rychło się dowiemy), że sprzedający nie zawsze mają pojęcie co sprzedają. Dla nich iMac to iMac, czy to Intel czy PowerPC – wsio ryba, a G5 w opisie aukcji i tak się znajdzie. Dlatego sprawdzamy kilkukrotnie (i – jeśli jest możliwość – podglądamy screenshoty z odpalonego systemu).
Zwracamy uwagę na: obecność kamerki iSight (powinna być), ułożenie portów z tyłu komputera (mają być w poziomie, a nie w pionie), opis pod spodem nóżki (powinien brzmieć nie inaczej niż iMac G5 20″/2,1/512MB/250GB/SD/AP/BT – przy czym nóżkę na upartego można wymienić, więc jeśli coś innego budzi Waszą wątpliwość to odpuście, brateńki), wielkość matrycy (uważajcie na model A1144 – czyli 17-calowy iSight 1,9 GHz – on nie zadziała teraz i nie wiadomo czy w ogóle kiedykolwiek) oraz grubość komputera (nasz A1145 jest zauważalnie cieńszy i – podobno – lżejszy od wcześniejszych modeli). Zwracam Waszą szczególną uwagę również na podobieństwo naszego bohatera do 20-calowego iMaca Core2Duo 2,0 GHz i 2,16 GHz (modele A1174 i A1208). Jak widać lekko nie jest i kupno interesującego nas sprzętu przypomina trochę spacer po minowisku. A czy warto? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie już sami. Mam tylko nadzieję, że ten artykuł trochę rozjaśnił Wam w głowach.
’recedent’ – Amiga NG (9) 1/2020