Czasem, gdzieś głęboko w człowieku drzemie jeszcze atawistyczna potrzeba, żeby coś sobie wydrukować. I mimo, że mosowca to nieco pośledniejszy gatunek człowieka – też czasem wzbiera w piersi tęsknota, żeby jeszcze raz – choćby ostatni – posłuchać jak rzęzi wzbudzona nagle nagrzewnica i niecierpliwie kręcą się rolki prowadzące a niezadrukowany, dziewiczy arkusz wchodzi do urządzenia z jednej strony, by zaraz wyjść z drugiej – upstrzony w treści bogate, wszelakie.
Nie będę przesadnie odkrywczy stwierdzając, że czołowi producenci drukarek na pytanie o sterowniki do systemu MorphOS robią trudne do opisania miny, a w przypadku kontaktu telefonicznego najgrzeczniejszą odpowiedzią będzie „idź pan za róg i taki sterownik zrób sobie sam”. Będzie nam więc dane raczej dobierać sprzęt pod sterownik, a nie odwrotnie. Całe szczęście, że wiele drukarek laserowych (niestety, tych z „wyższej półki”) wyposażona jest w obsługę/emulację języka PostScript. Tym tropem poszedłem z początku, lata temu. A było to tak:

Rozdział 1 – OKI, zaczynamy!

Kiedy tylko zarzuciłem swym bystrym okiem na popularny portal aukcyjny okazało się, że drukarek PostScriptowych jest wcale niemało. Mój wybór padł na używaną drukarkę firmy OKI – model B4350:

Urządzenie jest duże, sprawia wrażenie solidnego, a pojemnik z tonerem daje się łatwo uzupełnić własnoręcznie. Ale jak współpracuje z MorphOS-em?

Po podłączeniu sprzętu do prądu (i wolnego portu USB) rzuciłem okiem na listę urządzeń, którą wypluwa Poseidon:

No dobra, coś widzi. No to pora skonfigurować. W tym celu należy wejść w preferencjach systemowych w ustawienia „Printer”

– otwieramy wtedy klasycznego TurboPrinta, z całym jego „bogactwem” sterowników do przedpotopowych drukarek. Szczęściem nasza OKI rozumie język PCL (a nawet chyba i PostScript), więc po prostu wybrałem drukarkę HP LaserJet 4 (dla niepoznaki zmieniłem nazwę jej konfiguracji na bardziej pasującą do sprzętu).

Potem pozostało już tylko ustawienie odpowiedniego Device (wpisujemy z palca usbparallel.device), i kliknięcie w „Zapisz”.

„I co, to wszystko?” – pomyślałem. „No dobra, pora otworzyć jakiegoś PDF-a na rozgrzewkę”. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Pierwszy z brzegu plik typu Portable Document Format po krótkiej chwili wyświetlał się w domyślnym, systemowym VPDF. Z głośno bijącym sercem wybrałem opcję „Drukuj” i o mało nie krzyknąłem ze strachu, gdy bez ostrzeżenia wyskoczyło na mnie okienko z preferencjami druku:

Ponieważ nie konfigurowałem drukarki jako PostScript, odhaczyłem tę opcję i wcisnąłem przycisk „Drukuj” u dołu okna. Zahuczało, zaszumiało, drukarka wyświetliła ostrzegawczy „Obróbka danych PCL” na swoim dwuliniowym wyświetlaczu LCD, po czym wciągnęła czysty papier i chwilę później zwróciła go w stanie częściowo zadrukowanym.
Ponieważ wydruk pokrywał się z tym co widziałem wcześniej na ekranie, czym prędzej zakrzyknąłem: „Dobra nasza!” i rzuciłem się w szał drukowania czego popadnie.

Niestety, już po kilku tysiącach stron skończył mi się toner i musiałem go uzupełnić. Zakupiłem odpowiednią „zasypkę” otworzyłem sprzęt i… zapaskudziłem pół domu na czarno, bo okazało się, że przed wyciągnięciem kasety z tonerem z zespołu bębna wypada najpierw przesunąć „wajchę” zamykającą otwór przez który z wielką łatwością wysypuje się ten obmierzły, czarny proszek. Nie muszę chyba wspominać, że żona była niepocieszona. A kiedy (po kilku miesiącach użytkowania) zaczął nawalać wałek światłoczuły w zespole bębna i wydruki zaczęły blednąć w oczach, zmusiła mnie, żebym pojechał po nową drukarkę do jej laptopa. Cóż, złota kobita, ale jak się na coś uprze… Nie zwlekając wsiadłem w automobil i ruszyłem do najbliższego sklepu z RTV/AGD. Nie mogąc wykonać prawidłowego „riserczu” (czas gonił, bo wydruk był dość pilny, zdaje się że do pracy) zdecydowałem się tym razem na:

Rozdział 2 – model Brother HL-1222WE:

Przyznam się szczerze, że skusił mnie fakt, że na pudełku obiecywano „kompatybilność z OS X i Linuxem” – zatem wydawała się istnieć jakaś szansa dla MorphOS-a. Po powrocie do domu drukarkę wręczyłem szczęśliwej małżonce, sam zaś z niecierpliwością zacząłem badać „umiejętności” nowego sprzętu na internetach. Niestety, spełniły się moje najczarniejsze obawy: Sprzęt nie obsługiwał ani PostSripta, ani nawet PCL. Cóż było zrobić? Zacisnąłem zęby, nacisnąłem czapkę głęboko na uszy i tylko okazjonalnie przeglądałem forumowe wątki na Morph­Zone, wyszukując strzępy informacji na temat nierównej walki ‘rzookola’ ze sterownikami CUPS.

I wreszcie nadszedł ten dzień – słoneczny, radosny dzień, kiedy MorphOS 3.12 zawitał na dysku mojego komputera. „To już!” – pomyślałem, po czym wkroczyłem do pokoju z drukarką, odłączyłem ją od komputera małżonki, a potem głośno i dobitnie powiedziałem: „Teraz zabieram ten sprzęt do testów, nie stawaj mi na drodze, kobieto!”, co przyszło mi o tyle łatwiej, że żona akurat była w pracy.

Wiedziałem co-nieco o tym, że potrzebne będą jakieś pliki .ppd do konkretnego modelu drukarki, więc odpaliłem Odyssey i rozpocząłem poszukiwania…
…które skończyły się cokolwiek bezowocnie. Niby coś do Brothera znalazłem, ale obiecanych .ppd nigdzie nie było. Zainstalowałem nawet pod dual-bootem sterowniki pod OS X, wyłuskałem jakiś obiecujący plik, ale nic mi to nie dało. Zniechęcony, w ostatnim geście rozpaczy napisałem do Michała, autora systemu drukowania. Niestety, okazało się że drukarka jest z rodzaju nieobsługiwanych i generalnie lipa. Ale już kilka godzin później odpisał mi, że jest nadzieja, bo na GitHubie odnalazł jakieś źródła sterownika. Dzięki jego uprzejmości już trzy dni później otrzymałem archiwum z paczką sterowników, wskazówkami i prośbą o informację zwrotną czy system działa.

Ale po kolei:

Aby skorzystać z nowego systemu wydruku tym razem wchodzimy w „Drukarki” i przełączamy się na zakładkę „Sterowniki” (tu wrzucamy nasz plik .ppd). W moim przypadku w paczuszce od ‘rzookola’ było ich mnóstwo, lecz ja zdecydowałem się na ten o nazwie „br1200.ppd”, gdyż jego nazwa najbardziej przypominała model mojej drukarki. Gdy mlasnąłem w „OK” system poinformował mnie stanowczo, że do wybranego sterownika konieczny będzie jeszcze filtr o wdzięcznej nazwie „rastertobrlaser”. Normalnie to bym się żachnął, ale na szczęście byłem uprzedzony, że wspomniany plik mam zawczasu umieścić w MorphOS:Data/Printers.

Następnym krokiem jest utworzenie profilu (bądź profili) dla naszego sterownika. Może ich być kilka (z różnymi ustawieniami drukarki, dostosowanymi do naszych specyficznych potrzeb), ale ja z wrodzonej prostoty umysłowej (oraz monochromatycznej drukarki) stworzyłem jeden, a następnie ustawiłem mu, że jest domyślny:

Następnym krokiem jest ustawienie urządzenia wyjściowego. Wklepałem tu USBPAR: – zaś samo urządzenie o tej poetyckiej nazwie musiałem wydobyć z czeluści SYS:MorphOS/Storage i przerzucić go do SYS:Devs/DOSDrivers. Potem wystarczyło już tylko zresetować komputer, żeby wszystko się ładnie zamontowało, a następnie – odpalić naszego testowego PDF-a w VPDF, w opcjach wydruku pozostawić „PostScript” zaptaszkowane, a jako „Profile” ustawić naszego Brothera. I szlus… to jest – i „Drukuj”!

Moi drodzy, tym oto sposobem stałem się pierwszą na świecie Mosofcą, która wydrukowała cokolwiek za pomocą drukarki od Brothera (myślę, że sterowników do drukarek tego producenta możecie się spodziewać w kolejnej odsłonie naszego ulubionego systemu NG).

Informuję zatem wszem i wobec, że gratulacje (oraz drobne prezenty) będę przyjmował w każdą drugą sobotę miesiąca w godzinach od 17:00 do 17:30. Z góry dziękuję. No to teraz następnym krokiem będzie ustawienie drukowania po sieci lokalnej, muahahaha!

’recedent’ – Amiga NG (8) 3/2019

—> do spisu artykułów

Dodaj komentarz