„Dookoła wakacje, sezon ogórkowy w pełni. Za jaki artykuł można by się w takich okolicznościach zabrać?” – rozmyślałem gorączkowo. W uszach ciągle dudniły mi wymówki naczelnego: „Miałeś zapełnić połowę numeru, a wymęczyłeś dopiero jeden, króciutki artek. To jakiś skandal!”. „Zaraz, zaraz – coś mnie olśniło – skandal? Skan-dal?! No to może napiszemy o skanerach, w końcu mam w tej kwestii jako-takie doświadczenie!”.
Pamiętam jak dziś ten dzień, w którym ‘rzookol’ ogłosił na forum PPA, że pracuje nad programem do skanowania bazującym na sterownikach betascan. Kiedy zapoznałem się z listą obsługiwanych urządzeń przypomniałem sobie, że w czeluściach piwnicy mojego brata poniewiera się używany (acz podobnoż wciąż sprawny) skaner Mustek 600 CU.
Poczciwa ta maszyna odsłużyła już co swoje w mojej rodzinie podłączona do systemu Windows – aczkolwiek pamiętałem jak przez mgłę, że były z nią jakieś problemy już w systemie Windows XP – trzeba było coś kombinować i udawać 2000, czy Me żeby zadziałało, bo sterowniki były za stare. „No, ale MorphOS to nie Windows, nikt nie wymusza na nas aktualizacji peryferiów przy okazji nowej wersji systemu” – pomyślałem, a potem – przy najbliższej okazji śmiałym krokiem udałem się w odwiedziny do brata, by (niby to przypadkiem i od niechcenia) napomknąć czy nie ma jeszcze tego starego, bezużytecznego skanera. W ten oto właśnie sposób stałem się bogatszy o Musteka 600 CU (i potem musiałem tłumaczyć się żonie z „kolejnego grata, którego znoszę do domu”. Nauczony tym doświadczeniem polecam metodę „w jednej ręce skaner dla Ciebie, w drugiej – bukiet kwiatów dla małżonki”). Nie zrażony niczym podłączyłem skaner do zasilania, wetknąłem końcówkę wtyczki USB do zachęcająco wyglądającego złącza w komputerze i uruchomiłem sprzęt.
Zahuczało, zaszumiało, a na obudowie urządzenia zapaliła się zielona lampka. „Ha – żyje, skubany” – uśmiechnąłem się do siebie, na wszelki wypadek w myślach – żeby nie zapeszać. Otworzyłem partycję systemową i katalog „Applications”, gdzie – jak dobrze wiedziałem – znajduje się SCANdal. Z jego znalezieniem było trochę zamieszania i gorączkowych poszukiwań, ale kiedy tylko przypomniałem sobie na którym miejscu w alfabecie znajduje się litera „S” wszystko poszło gładko i niebawem ujrzałem główne okno programu:
„No dobra, to może Połącz?” – pomyślałem, jednak po wciśnięciu tego przycisku zostałem uraczony komunikatem o błędzie. Zdesperowany, postanowiłem wejść w ustawienia programu.
„OK, teraz wybiorę sterownik i już wszystko będzie działać” – ucieszyłem się i z radości aż poklepałem PowerMaca po obudowie, a ten odwdzięczył się małym prądem. Niestety, mimo że wybrałem prawidłowy sterownik,
to program nadal odmawiał współpracy – w zakładce “Informacje” nadal było pusto jak w kalwińskim zborze:
„Pewnie program zepsuty, ‘rzookol’ bubla wypuścił. Taki blamaż! I to międzynarodowy, przecież to jest oficjalna część systemu, jak tak można?!” – zacząłem się coraz bardziej nakręcać. Uznałem, że mam tylko dwa honorowe wyjścia – albo pojechać do ‘rzookola’ do domu i zażądać satysfakcji, albo przeczytać dokumentację na MorphOS Library. Ponieważ minimalnie spóźniłem się na autobus do Lublina i musiałem czekać do następnego dnia, z nudów sięgnąłem po to drugie.
Nagłego oświecenia doznałem już przy słowach: „konfigurację skanera – plik mustek_usb.conf należy pobrać z (tu podali martwy link) i zainstalować w katalogu S:”. „Ach więc to tak!” – rzekłem sobie i postanowiłem znaleźć wspomniany plik konfiguracyjny choćbym miał go szukać na końcu świata. Na moje szczęście był już na samym jego początku – a konkretnie w jednym z pierwszych linków podanych przez wyszukiwarkę dla hasła „mustek.conf”. Plik posłusznie zainstalowałem w S: i ponownie spróbowałem połączyć się ze skanerem. Tym razem – z powodzeniem:
„Połączony?” – pomyślałem – „To dawaj!”. Szybko umieściłem rysunek córki na szybce skanera, ustawiłem na dobry początek niską rozdzielczość, skalę szarości i tryb podglądu i kazałem maszynie wykonać pracę. Coś zabuczało, pasek postępu się zapełnił i po chwili ujrzałem cyfrową reprodukcję analogowego dzieła córy.
Zachęcony powodzeniem przełączyłem na tryb kolorowy, ustawiłem rozdzielczość 300 dpi i powtórzyłem operację. Tym razem trwała zdecydowanie dłużej, ale również zakończyła się całkowitym sukcesem.
Uzyskany obraz można przybliżyć, oddalić, przyciąć poddać działaniu przeróżnych filtrów (zdaje się, że to te same, z których korzysta systemowy Paint), odwrócić w pionie lub poziomie, oraz – najważniejsze – zapisać w szeregu formatów. Wybrałem PNG i miejsce zapisu i po dłuższej chwili (przy wysokich rozdzielczościach wychodzą duże pliki, więc potrzeba trochę cierpliwości) obrazek był gotowy. Chwila zabawy pod Showcase i odzyskał prawidłową, poziomą orientację:
Tu muszę wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy – z niewiadomych przyczyn SCANdal blokuje mi port USB – po prostu nawet jeśli odłączę skaner i podepnę coś innego, urządzenie nie zostanie rozpoznane przez system. Ten przykry „ficzer” rozwiązuje oczywiście zwykły, ordynarny reset, ale… jakiś niesmak pozostaje.
Ponieważ tak doskonale mi poszło, postanowiłem spróbować sił z innym modelem skanera – Plustek OpticSlim 1200 – cieńszym i lżejszym, którego wyhaczyłem w okolicy przez OLX. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że jest to sprzęt kompatybilny ze sterownikami betascan, więc – nauczony doświadczeniem – śmiało podłączyłem sprzęt do komputera. Poszło o tyle łatwiej, że tym razem nie musiałem kombinować zasilania, gdyż ten skaner ciągnie prąd przez USB.
Ponieważ OpticSlim 1200 należy do rodziny skanerów bazujących na chipsecie gt68xx, tym razem w katalogu S: wylądował plik gt68xx.conf. Ku memu zaskoczeniu jednak, program nie chciał współpracować ze skanerem – cały czas pokazywał komunikat, że nie może otworzyć urządzenia.
Znowu z pomocą przyszła dokumentacja. Okazuje się, że gt68xx wymagają jeszcze (każdorazowo) wgrania odpowiedniego ROM-u (w tym przypadku plik ma malowniczą nazwę cism216.fw). Umieściłem go również w S:, ale dodatkowo w katalogu gt68xx. Niestety – na próżno. SCANdal jak zaklęty powtarzał swoją mantrę i ani myślał łączyć się ze skanerem. Dopiero wiele godzin (oraz siwych włosów) później doszedłem do wstrząsającej prawdy – istnieje więcej niż jeden plik cism216.fw i nie każda jego wersja jest prawidłowa dla mojego skanera! Po dłuższym poszukiwaniu znalazłem wreszcie działający. Dla ułatwienia powiem, że pobrałem go ze strony:
http://online.b1.org/rest/online/download/cism216.7z/cism216.fw
a jego MD5 to: 24f9eb96d7f1f3697b948f3d8df4b37a
Po rozwiązaniu tego problemu skaner wreszcie zaskoczył (a łączy się wolniej niż Mustek i z humorami):
Ku memu zaskoczeniu jednak, mimo że model nowszy i teoretycznie osiągający wyższą rozdzielczość, okazało się że – po pierwsze – skanuje zauważalnie dłużej, a po drugie – skanowany obraz jest wyraźnie gorszej jakości. Skaner sprezentowałem więc żonie, bo potrzebny jej był do pracy (co prawda musiałem zainstalować na jej laptopie maszynę wirtualną z Windowsem XP, żeby zadziałały sterowniki, ale to już temat na zupełnie inny artykuł w zupełnie innej gazecie). Dla porównania zamieszczam również skan tego samego dzieła wykonany za pomocą Plusteka:
Jak widzicie, skanowanie pod MorphOS-em nie jest trudne, jeśli tyko znajdziecie odpowiedni sprzęt. Polityce producentów – wymuszającej od „przeciętnego użytkownika” niepotrzebną wymianę sprzętu skanującego – zawdzięczamy zaś to, że rynek jest pełny skanerów, które można nabyć w okazyjnej cenie.
’recedent’ – Amiga NG (7) 2/2019