Zdobycie „topowych” modeli laptopów dla MorphOS-a nie jest łatwym zadaniem. Popędzane procesorem G4 o taktowaniu 1,67 GHz PowerBooki nie są łatwe do upolowania, a jeśli już – często okazuje się, że to tylko A1106, czyli model o „zwykłej” rozdzielczości i pamięciach DDR. Piętnastocalowy A1138 i siedemnastocalowy A1139 to prawdziwe białe kruki. Często jednak udaje się znaleźć wspomniane modele w stanie „delikatnie” uszkodzonym, na przykład ze zbitą matrycą. O ile A1138 ma nietypowy rozmiar matrycy (15,2 cala) i znalezienie takiego wyświetlacza graniczy z cudem (chociaż widziałem je chyba kiedyś na eBayu za 40 funtów plus wysyłka), to do modelu A1139 pasują matryce z siedemnastocalowych MacBooków Pro, których jest (póki co) od groma. Dysponując więc poniższym komputerem:

zdecydowałem się zaryzykować i nabyłem za nieduże pieniądze poniższy wyświetlacz:

Oczywiście możecie też kupić samą matrycę, ale gdzie wtedy rozrywka z rozkręcaniem jej obudowy?

Zanim zaczniemy – warto przygotować się zarówno fizycznie jak i psychicznie. Od strony fizycznej – przyda się siłka. Dwa tygodnie treningu aerobowego powinno wystarczyć. Oprócz tego – wyciągnijmy z szuflady zestaw śrubokrętów precyzyjnych (przynajmniej jeden mały „krzyżak”– wielkości #00 i torxy T6 i T8, do tego jakiś spory płaski śrubokręt, albo grube „piórko” do gitary – w ostateczności stara karta kredytowa). Dobrze jest mieć pod ręką również pudełko na śrubki (będzie ich sporo, lepiej żeby się nie pogubiły). Od strony psychicznej – warto wcześniej się odstresować. Wyjść z psem na ryby, przez tydzień unikać kontaktów z teściową, wszystkim wszystko wybaczyć.

Gotowi? No to do roboty!

Pierwszym krokiem jest odwrócenie pacjenta „brzuszkiem” do nas i wyjęcie mu baterii. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, a poza tym – bez tego kroku nie otworzymy laptopa.

„Jak to?” – zakrzykniecie. „Mamy otwierać laptopa przy głupiej wymianie matrycy”? Otóż niestety tak. Jeśli dobrze się przypatrzycie dolnej krawędzi wyświetlacza, to po prawej i po lewej stronie znajdują się małe śrubki mocujące, które trzeba będzie wykręcić. Dostęp do nich jest bardzo utrudniony i z tego powodu trzeba będzie się „trochę” pomęczyć.

Bateria wyjęta, pora zająć się śrubami mocującymi górną część obudowy i klawiaturę. Najpierw tych pięć (zwróćcie uwagę, dwie zewnętrzne wyglądają inaczej);

No dobra, wykręcone. Przystępujemy do kolejnego kroku – dobieramy się do przedziału pamięci RAM. W tym celu wykręcamy zaznaczone (kolejne zdjęcie w sąsiedniej kolumnie) trzy śrubki, po czym lekko podnosimy górną krawędź i ciągniemy od siebie.

RAM odsłonięty. Jak widać – mamy stockową wersję, jeno 512 MB pamięci DDR2, a tu przecież wchodzi 2 GB (tu uwaga – można zamontować zarówno dwie kości po 1 GB jak i jedną 2 GB). W naszym wypadku to nawet lepiej, bo druga kostka zasłaniałaby nam punkt mocowania taśmy klawiatury, którą też musimy odłączyć. Ale najpierw:

Wykręcamy te dwie śrubki z końcówkami typu Torx (zwróćcie uwagę, że mają różne średnice i długości – widać to na następnym zdjęciu)…

A następnie lekko pociągamy zatrzask mocujący taśmę klawiatury „do siebie”, ma się przesunąć około 1 mm. Tylko przesunąć, nie wyjść całkowicie. Ma być w takiej pozycji jak na zdjęciu.

Teraz można już bezpiecznie uwolnić taśmę klawiatury i przejść do kolejnego kroku.

Wykręcamy trzy krótkie śrubki „krzyżakowe” po przeciwnej stronie wnęki baterii. Kolejno zajmiemy się bokami naszego laptopa.
Zarówno z prawej jak i lewej strony znajdują się po cztery śrubki mocujące. Musimy się ich pozbyć.

Delikatnie unosimy palmrest z klawiaturą – powinien odłączyć się bez problemów. Kładziemy go w bezpieczne miejsce, z dala od pieców, psów, dzieci z otwartymi puszkami Coli i walców drogowych, a sami napawamy się widokiem gołych bebechów PowerBooka.

A tu taka ciekawostka – czyżby Apple miało w planach PowerBooki z wyższym taktowaniem? Na to wygląda…

No nic. Pora zająć się zawiasami wyświetlacza (bo to one nam brużdżą). Na szczęście da się je odkręcić (siedzą na czterech torxach każdy) i lekko podnieść ekran, aby dostać się do felernych, wspomnianych na samym początku śrubek. Nie musimy demontować całości (co wiązałoby się, niestety, z rozkręceniem większości bebechów – musielibyśmy wyciągnąć modem, klatkę PCMCIA i kartę AirPort/Bluetooth.

Przy odkręcaniu możecie albo poprosić kogoś o pomoc, by przytrzymał ekran w pozycji pionowej, albo nie odkręcać od razu wszystkich (zostawić sobie po jednej z każdej strony i dopiero potem, trzymając go jedną ręką – uwolnić całość).

Unosimy wyświetlacz, aby dostać się do dwóch śrubek (po jednej z każdej strony). Jak widać na załączonym obrazku – lewy zawias „się rozpękł”, pewnie w tym samym momencie kiedy cegłówka rozwaliła wyświetlacz. Niestety, mimo posiadania zawiasów od MacBooka Pro nie możemy się pokusić o jego wymianę – wymiary trochę się różnią. Tak czy siak – śrubki do wykręcenia.

Zasadniczo mamy teraz dwa wyjścia – albo bardzo uważać na kabelki od anten AirPort/Bluetooth przy kolejnych krokach, albo przyśrubować zawiasy z powrotem – tymczasowo, ale dla świętego spokoju. Ja wybrałem pierwsze rozwiązanie i miałem kilka razy duszę na ramieniu, bo już wydawało mi się że coś urwałem.

Teraz pora zająć się oddzielaniem tylnej części wyświetlacza. Używacie płaskiego śrubokręta/piórka/karty kredytowej i pamiętajcie o trzech rzeczach: Po pierwsze – te cholerne zatrzaski na pewno da się poluzować. Po drugie: robienie tego samego w MacBooku to bułka z masłem. Po trzecie – zakładanie tej części z powrotem jest dużo prostsze.

Udało się – tył matrycy odsłonięty. Żeby nie być gołosłownym – popatrzcie jak to wygląda w MacBooku (po lewej stronie). I nie można było tak od razu?!

Pora zająć się wyciągnięciem starej matrycy z obudowy. Najpierw śrubki. Jest ich po cztery zarówno z prawej jak i lewej strony…

…i trzy u góry.

Przy dolnej krawędzi odklejamy wszystkie taśmy (będziemy je później przyklejać z powrotem, więc albo zróbcie to delikatnie, albo przygotujcie sobie zawczasu własną taśmę klejącą).

Skoro już tu jesteśmy, to wypnijmy kabel od podświetlania matrycy z płytki inwertera. Warto przyjrzeć się gniazdku i wtyczce – można ją poprawnie zamontować tylko na jeden sposób. To spostrzeżenie przyda się nam później.

Odklejamy złącze kabla sygnałowego z matrycy i delikatnie pociągamy wtyczkę do siebie.

Oddzielamy matrycę od ramki. Nie musimy być jakoś szczególnie delikatni – ta matryca pójdzie do elektrośmieci. Przyjrzyjcie się tylko, że kabel z inwertera przechodzi przez specjalny otwór w aluminiowej ramce.

Przy wyciąganiu matrycy, z górnej krawędzi ramki może wypaść mały magnes. Zapamiętajcie gdzie był. Zamontujemy go z powrotem później, dzięki niemu komputer będzie wykrywał kiedy ma przechodzić w stan „uśpienia” po zamknięciu klapy.

No, gotowe. Możemy być z siebie dumni. Pora wziąć się za MacBooka.

Dwie śrubki na dole wyciągnięte, oddzielamy obudowę – zwróćcie uwagę, że w PowerBooku szary plastik był częścią przedniej obudowy. Tu należy do obudowy tylnej, więc patrzcie gdzie wciskacie śrubokręt.

Układ śrubek w środku jest analogiczny do PowerBooka, należy jednak również odłączyć i zdemontować kamerkę iSight.

Przy dolnej krawędzi pozbywamy się taśmy…

Oraz wypinamy kabelek z inwertera (tu, jak widać, nic nie trzeba przewlekać przez ramkę). Zamontowany jest troszkę inaczej, a kabelki mają inne kolory, ale wtyczka jest ta sama.

Przystępujemy do oddzielania matrycy od ramki. Robimy to delikatnie i z wyczuciem – nie możemy sobie pozwolić na uszkodzenie tego elementu, bo szlag trafi najpierw nas, a potem – całą naprawę. Matryca jest przyklejona, więc warto użyć dodatkowego wyposażenia w postaci suszarki do włosów (ja użyłem modelu Clatronic HT 3393 w kolorze białym – brak niestety danych czy inne modele również zadziałają).

Prawie gotowe. Przy dolnej krawędzi należy szczególnie uważać – matryca też ma swoją metalową ramkę, jeśli będziemy zbyt brutalni to coś tu spsujemy.

Gotowe! Prawda, że śliczna?
Pora podłączyć ją do naszego komputera i przetestować czy działa. Niestety, nie jest to takie proste – założyć matrycę i podłączyć kabel sygnałowy i do podświetlenia jest łatwo, ale dodatkowo trzeba jeszcze podłączyć klawiaturę – bez niej nie odpalimy komputera.

Chwila prawdy…
Jest! Mamy obraz!

A jako bonus – teraz nasz laptop wyświetla obraz w rozdzielczości 1920×1200. To spora poprawa w stosunku do fabrycznych 1680×1050.
Wiem, że trzęsą się Wam ręce, ale trzeba to wszystko z powrotem poskładać do przysłowiowej kupy. Jeśli przy skręcaniu zawiasy nie chcą współpracować, można je wstępnie ustawić do pożądanego ustawienia przy pomocy małych szczypiec uniwersalnych. Pamiętajcie też o dołożeniu RAM-u – 512 MB to śmiech na sali.

Oczywiście na koniec trzeba się pozbyć obmierzłego OSX-a i zainstalować normalny system operacyjny. Jak widać – pod MorphOS-em również wszystko działa jak trzeba. Gratulujemy sobie, wysyłamy kwiaty do autora artykułu i dzwonimy do teściowej (żeby się nie obraziła, że przez cały tydzień się nie odzywaliśmy).

Do zobaczenia w następnych szkółkach sprzętowych!

’recedent’ – Amiga NG (6) 1/2019

—> do spisu artykułów

Dodaj komentarz